Dzisiejszy dzień był ostatnim możliwym terminem, aby ogłosić rodzicom Harrego nasze zaręczyny. Jutro chłopcy mieli wylecieć w trasę, a Hazz nie chciał informować o tym rodziny przez telefon. Trzymaliśmy wszystko w tajemnicy, aby przekonać się bezpośrednio co o tym wszystkim myśli jego mama, tata i siostra.
Byłam bardzo zestresowana tym, jak może zareagować moja przyszła teściowa. Obawiałam się też reakcji Gemmy. Wiem jakie zdanie mają siostry o dziewczynach i narzeczonych swoich braci. Sama często nie akceptowałam wybranek Dawida.
Wizyta w domu Harrego była umówiona na 18, późnym wieczorem mieliśmy wrócić do domu, spakować chłopaków, a rano odwieźć ich na lotnisko.
Siedziałam na krześle przy toaletce i kolejny raz rozczesywałam świeżo umyte włosy. Narzuciłam na siebie wcześniej przygotowany zestaw ubrań. Prosty, ale elegancki. Jak to droczył się ze mną mój narzeczony: ,Idealny strój na obiadek u mamusi'.
Dzisiaj nie miałam zamiaru wyglądać idealnie, ani modnie, ani seksownie. Chciałam wyglądać po prostu odpowiednio. Jak odpowiednia kandydatka na narzeczoną. Wraz z tym słowem, które brzmiało dużo poważniej niż , dziewczyna' zmieniło się mój sposób myślenia o sobie. Czułam się dużo bardziej dojrzała niż kilka dni temu.. Odpowiedzialna za kogoś więcej niż tylko siebie. Chciałam zrobić dobre wrażenie i po raz pierwszy od dawna, naprawdę przejmowałam się zdaniem innych.
Około 17 wyglądałam tak:
Do rodzinnego domu Harrego czekała nas długo droga, a mój stres wcale tego nie ułatwiał. Wierciłam się tylko na fotelu pasażera i czekałam aż chłopak wreszcie wybuchnie, ale wcale tak się nie stało. Patrzył na mnie wyrozumiale i obdarowywał pokrzepiającymi uśmiechami.
Od wieczoru naszych zaręczyn nie wdaliśmy się w żadną, nawet najmniejszą kłótnię. Stało się coś bardzo dziwnego, co trzymało nas na bardzo długi dystans od niezgodności i sporów. Życie było wręcz sielankowe, kiedy każdego ranka budziłam się z tym samym wyrazem ekscytacji na twarzy. Harry traktował mnie jak swój własny cud świata i nie dawał mi żadnych powodów do złości czy smutku.
Zarówno chłopcy jak i dziewczyny przyjęli naszą wiadomość z ogromnym entuzjazmem. Bez żadnego wyjątku. Dzięki temu czułam się jeszcze bardziej szczęśliwa, niż można to sobie wyobrazić. Moja mama zachwycona tym, że to Harry będzie moim oparciem na resztę życia, już wysyła mi na maila zdjęcia sukienek ślubnych, a ja tylko z uśmiechem je odbieram, a nawet odpisuję. Nie uświadamiając mojej kochanej rodzicielce, że nie spieszy nam się do ślubu. Kariera Harrego jest w najlepszym stopniu rozwoju, moja praca i bardzo dużo zajęć zajmuje nasz czas. Jednak ślub kościelny to jedna z tych rzeczy, o których zawsze marzyłam.
Poczułam, ze samochód zwalnia, a zaraz potem zaparkowaliśmy na podjeździe przed niewielkim białym domkiem. Sama wysiadłam z samochodu i poczekałam, aż mój narzeczony wyciągnie z bagażnika kwiaty dla swojej mamy. Ja jeszcze raz sprawdziłam, czy mam w torebce wymarzony zegarek Gemmy, który obiecałam jej na urodziny.
Harry pocałował mnie w szyję i chwycił za rękę.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też pani Styles.
Drzwi wejściowe otworzyły się i w progu przywitała nas uśmiechnięta Gem.
-VICKI!- krzyknęła i rzuciła mi się w ramiona.
-Tak siostrzyczko, też się stęskniłem.- zaśmiał się Harry stojący obok nas.
-Wybacz kochanie, ale kobiety trzymają się razem.- odparłam puszczając mu oczko.
Złożyłam dziewczynie życzenia i podałam starannie opakowane pudełeczko. Jej oczy zaświeciły się, gdy zobaczyła zawartość.
-O God, Vicki, myślałam, ze żartujesz!
-W takich sprawach nigdy nie żartuję- uśmiechnęłam się.
Podziękowała mi po raz setny i ciągnąc nas za ręce zaprowadziła do kuchni.
-Mamo...
-HARRY! Kochanie! - niska kobieta przytulił Harrego do swojej piersi, a zaraz potem zrobiła to samo ze mną.- Dobrze, ze już jesteście. Tęskniłam za wami. Tata powinien być już niedługo, pojechał po kiełbaski na grilla.
Wszyscy usiedliśmy przy drewnianym stole ustawionym na obszernym tarasie za domem. Siedziałam obok Harrego po turecku na ławeczce z zielonymi puszystymi poduszkami. Trzasnęły drzwi wejściowe, więc zaraz oczekiwałam mojego przyszłego teścia. Wyciągnęłam rękę po dzbanek z sokiem i wtedy do moich uszu dotarło to pytanie.
-O mamusiu, Vicki, a skąd ty masz taki piękny pierścionek?!
Mama Harrego skierowała swoje szeroko otwarte oczy na moją dłoń, a ja z trudem przełknęłam ślinę i popatrzyłam na Herrego. Chłopak nalał mi soku, a potem wstał i pociągnął mnie ze sobą. W drzwiach tarasowych stanął ojczym Harrego i wtedy mój narzeczony się odezwał.
-Mamo, tato, Gemma... przyjechaliśmy dzisiaj tutaj, aby poinformować was, że się zaręczyliśmy.- powiedział z głośnym westchnięciem na końcu zdania.
Ścisnęłam pokrzepiająco jego ramie mimowolnie wtulając się w niego.
Mama Harrego zaczęła płakać, a Gemma stała z szeroko otwartymi oczami i ustami. Mężczyzna w drzwiach opamiętał się najszybciej i podszedł do nas aby nas uściskać.
-Jestem taka szczęśliwa, TAKA SZCZĘŚLIWA- powtarzała moja teściowa
-Harold, masz szczęście, ze Vicki w ogóle się zgodziła, chyba musiałeś nieźle ją upić, a teraz głupio jej to odkręcać.- zaśmiała się Gemma zaraz potem otrzymując lekkiego kuksańca w bok od swojego uroczego brata.
-No dziecino, pokaż mi to cudeńko.- powiedziała mama Harrego. Uwielbiałam tę kobietę i jej macierzyńskie podejście do mnie i mojego narzeczonego.
Byłam bardzo zestresowana tym, jak może zareagować moja przyszła teściowa. Obawiałam się też reakcji Gemmy. Wiem jakie zdanie mają siostry o dziewczynach i narzeczonych swoich braci. Sama często nie akceptowałam wybranek Dawida.
Wizyta w domu Harrego była umówiona na 18, późnym wieczorem mieliśmy wrócić do domu, spakować chłopaków, a rano odwieźć ich na lotnisko.
Siedziałam na krześle przy toaletce i kolejny raz rozczesywałam świeżo umyte włosy. Narzuciłam na siebie wcześniej przygotowany zestaw ubrań. Prosty, ale elegancki. Jak to droczył się ze mną mój narzeczony: ,Idealny strój na obiadek u mamusi'.
Dzisiaj nie miałam zamiaru wyglądać idealnie, ani modnie, ani seksownie. Chciałam wyglądać po prostu odpowiednio. Jak odpowiednia kandydatka na narzeczoną. Wraz z tym słowem, które brzmiało dużo poważniej niż , dziewczyna' zmieniło się mój sposób myślenia o sobie. Czułam się dużo bardziej dojrzała niż kilka dni temu.. Odpowiedzialna za kogoś więcej niż tylko siebie. Chciałam zrobić dobre wrażenie i po raz pierwszy od dawna, naprawdę przejmowałam się zdaniem innych.
Około 17 wyglądałam tak:
Do rodzinnego domu Harrego czekała nas długo droga, a mój stres wcale tego nie ułatwiał. Wierciłam się tylko na fotelu pasażera i czekałam aż chłopak wreszcie wybuchnie, ale wcale tak się nie stało. Patrzył na mnie wyrozumiale i obdarowywał pokrzepiającymi uśmiechami.
Od wieczoru naszych zaręczyn nie wdaliśmy się w żadną, nawet najmniejszą kłótnię. Stało się coś bardzo dziwnego, co trzymało nas na bardzo długi dystans od niezgodności i sporów. Życie było wręcz sielankowe, kiedy każdego ranka budziłam się z tym samym wyrazem ekscytacji na twarzy. Harry traktował mnie jak swój własny cud świata i nie dawał mi żadnych powodów do złości czy smutku.
Zarówno chłopcy jak i dziewczyny przyjęli naszą wiadomość z ogromnym entuzjazmem. Bez żadnego wyjątku. Dzięki temu czułam się jeszcze bardziej szczęśliwa, niż można to sobie wyobrazić. Moja mama zachwycona tym, że to Harry będzie moim oparciem na resztę życia, już wysyła mi na maila zdjęcia sukienek ślubnych, a ja tylko z uśmiechem je odbieram, a nawet odpisuję. Nie uświadamiając mojej kochanej rodzicielce, że nie spieszy nam się do ślubu. Kariera Harrego jest w najlepszym stopniu rozwoju, moja praca i bardzo dużo zajęć zajmuje nasz czas. Jednak ślub kościelny to jedna z tych rzeczy, o których zawsze marzyłam.
Poczułam, ze samochód zwalnia, a zaraz potem zaparkowaliśmy na podjeździe przed niewielkim białym domkiem. Sama wysiadłam z samochodu i poczekałam, aż mój narzeczony wyciągnie z bagażnika kwiaty dla swojej mamy. Ja jeszcze raz sprawdziłam, czy mam w torebce wymarzony zegarek Gemmy, który obiecałam jej na urodziny.
Harry pocałował mnie w szyję i chwycił za rękę.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też pani Styles.
Drzwi wejściowe otworzyły się i w progu przywitała nas uśmiechnięta Gem.
-VICKI!- krzyknęła i rzuciła mi się w ramiona.
-Tak siostrzyczko, też się stęskniłem.- zaśmiał się Harry stojący obok nas.
-Wybacz kochanie, ale kobiety trzymają się razem.- odparłam puszczając mu oczko.
Złożyłam dziewczynie życzenia i podałam starannie opakowane pudełeczko. Jej oczy zaświeciły się, gdy zobaczyła zawartość.
-O God, Vicki, myślałam, ze żartujesz!
-W takich sprawach nigdy nie żartuję- uśmiechnęłam się.
Podziękowała mi po raz setny i ciągnąc nas za ręce zaprowadziła do kuchni.
-Mamo...
-HARRY! Kochanie! - niska kobieta przytulił Harrego do swojej piersi, a zaraz potem zrobiła to samo ze mną.- Dobrze, ze już jesteście. Tęskniłam za wami. Tata powinien być już niedługo, pojechał po kiełbaski na grilla.
Wszyscy usiedliśmy przy drewnianym stole ustawionym na obszernym tarasie za domem. Siedziałam obok Harrego po turecku na ławeczce z zielonymi puszystymi poduszkami. Trzasnęły drzwi wejściowe, więc zaraz oczekiwałam mojego przyszłego teścia. Wyciągnęłam rękę po dzbanek z sokiem i wtedy do moich uszu dotarło to pytanie.
-O mamusiu, Vicki, a skąd ty masz taki piękny pierścionek?!
Mama Harrego skierowała swoje szeroko otwarte oczy na moją dłoń, a ja z trudem przełknęłam ślinę i popatrzyłam na Herrego. Chłopak nalał mi soku, a potem wstał i pociągnął mnie ze sobą. W drzwiach tarasowych stanął ojczym Harrego i wtedy mój narzeczony się odezwał.
-Mamo, tato, Gemma... przyjechaliśmy dzisiaj tutaj, aby poinformować was, że się zaręczyliśmy.- powiedział z głośnym westchnięciem na końcu zdania.
Ścisnęłam pokrzepiająco jego ramie mimowolnie wtulając się w niego.
Mama Harrego zaczęła płakać, a Gemma stała z szeroko otwartymi oczami i ustami. Mężczyzna w drzwiach opamiętał się najszybciej i podszedł do nas aby nas uściskać.
-Jestem taka szczęśliwa, TAKA SZCZĘŚLIWA- powtarzała moja teściowa
-Harold, masz szczęście, ze Vicki w ogóle się zgodziła, chyba musiałeś nieźle ją upić, a teraz głupio jej to odkręcać.- zaśmiała się Gemma zaraz potem otrzymując lekkiego kuksańca w bok od swojego uroczego brata.
-No dziecino, pokaż mi to cudeńko.- powiedziała mama Harrego. Uwielbiałam tę kobietę i jej macierzyńskie podejście do mnie i mojego narzeczonego.
-------- --------
-Wiesz co Zayn?
-Tak kochanie?
Przewróciłam się na bok i oparłam głowę o ramię mojego chłopaka.
-Nie, to głupie...- zaśmiałam sie.
-Ej, nic nie jest głupie, powiedz mi. - podniósł moją brodę, tak, że spotkałam się wzrokiem z jego czekoladowymi oczami.
-No więc...- zaczęłam- kiedy byłyśmy w sumie dziećmi, ja i Vicki. Kiedy zaczynałyśmy się przyjaźnić, ustaliłyśmy sobie, że razem weźmiemy ślub. W sensie wiesz, w ten sam dzień. Pamiętam jak kombinowałyśmy, że wtedy nie możemy być swoimi druhnami, ale zdecydowałyśmy, że i tak to świetne rozwiązanie. Pomyśl teraz, może oni niedługo wezmą ślub?
-To naprawdę zabawna historia Ale co stoi na przeszkodzie, zeby zrealizować wasz plan?
-Nie rozśmieszaj mnie.- uśmiechnęłam się- chyba wiesz co jest potrzebne do ślubu.
-Narzeczony?
-Głównie narzeczony.
-Co, mam ci się oświadczyć tu i teraz?
-Oczywiście!- pisnęłam radośnie.
Pocałował mnie w czoło, a ja przymknęłam oczy.
Zayn sięgnął do kieszeni i wyjął mały woreczek przeplatany złotą nitką. Chwilę później trzymał w palcach piękny pierścionek i patrzył na mnie wyczekująco.
-No więc jak?-zapytał unosząc jedną brew.
-Ty tak poważnie?- pytałam z niedowierzaniem
-Jasne. Planowałem to już od dłuższego czasu. Wiem, ze może marzyłaś o oświadczynach na plaży w blasku słońca. Możemy tak zrobić, ale zgódź sie teraz.
-Ja... nie wiem co powiedzieć.
-Ale... ja myślałem, że...
-TAK!- wrzasnęłam.-TAAAAK! Kocham Cię!
Przycisnął mnie do siebie i pocałował we włosy.
-To były najgorsze oświadczyny w historii ludzkości- wymruczał.
-Ale za to jaki zacny narzeczony- wyszeptałam rozbawiona.
-Ja... nie wiem co powiedzieć.
-Ale... ja myślałem, że...
-TAK!- wrzasnęłam.-TAAAAK! Kocham Cię!
Przycisnął mnie do siebie i pocałował we włosy.
-To były najgorsze oświadczyny w historii ludzkości- wymruczał.
-Ale za to jaki zacny narzeczony- wyszeptałam rozbawiona.
*** ***
Harry i reszta chłopaków kończyli się pakować, a my rozmawiałyśmy w salonie o Ewce i Zaynie. Jedno było pewne, że w tym momencie nie chcemy rozstawać się z chłopcami Nawet na te dwa tygodnie, co okazało się po telefonie Paul'a.
Usłyszałyśmy walizki na schodach i popędziłyśmy, aby pomóc chłopakom. Harrego z nimi nie było. Popatrzyłam pytająco na Louisa. Uśmiechnął się i brodą wskazał piętro. Wyszłam po schodach i zapukałam do naszej sypialni.
-Kochanie?
-Mhm- wymruczał-wejdź.
Leżał na łóżku, a obok niego leżała przygotowana walizka. Miał na sobie czarną bluzę przez głowę, dopasowane dresy, a na stopach czarne converse'y. Był gotowy do drogi.
-Połóż się ze mną.- poprosił.
Obeszłam nasze łóżka i wdrapałam się na miękki materac. Potem zwinęłam się w kulkę i wtuliłam w jego lewe ramię.
-Wiesz, ze musicie już wyjść? Nie będą na was czekać, skarbie.
-Naprawdę nie chcę cię teraz zostawiać. Jesteś moją narzeczona dopiero od kilkunastu dni, a już muszę odstawić to szczęście na bok i zająć się pracą. Naprawdę tego nie chcę. Jestem zły na Paula, za to wszystko.
-Shhh, to tylko dwa tygodnie, czternaście dni. To naprawdę nic wielkiego. Przecież możemy do siebie dzwonić CODZIENNIE.
- Tak bardzo nie chcę jechać.- wyszeptał całując mnie we włosy.- kocham cię, wiesz? Tak cholernie cię teraz kocham.
-Ja ciebie też kochanie, ale nie chcę oberwać od twojego menadżera, więc rusz swój zacny tyłek z naszego łóżka. I gdzie te buty na pościeli?!- krzyknęłam żartobliwie.
-Już, już, pani Styles, proszę mi wybaczyć- uśmiechnął się i ostatni raz pocałował mnie w usta.
Zeszliśmy na dół i szybko się pożegnaliśmy. Stałam na podjeździe jeszcze kilka minut po tym, jak pomachałam chłopakom na do widzenia i wpatrywałam się w pustą już dawno drogę. To będą trudne i nudne dwa tygodnie.
Usłyszałyśmy walizki na schodach i popędziłyśmy, aby pomóc chłopakom. Harrego z nimi nie było. Popatrzyłam pytająco na Louisa. Uśmiechnął się i brodą wskazał piętro. Wyszłam po schodach i zapukałam do naszej sypialni.
-Kochanie?
-Mhm- wymruczał-wejdź.
Leżał na łóżku, a obok niego leżała przygotowana walizka. Miał na sobie czarną bluzę przez głowę, dopasowane dresy, a na stopach czarne converse'y. Był gotowy do drogi.
-Połóż się ze mną.- poprosił.
Obeszłam nasze łóżka i wdrapałam się na miękki materac. Potem zwinęłam się w kulkę i wtuliłam w jego lewe ramię.
-Wiesz, ze musicie już wyjść? Nie będą na was czekać, skarbie.
-Naprawdę nie chcę cię teraz zostawiać. Jesteś moją narzeczona dopiero od kilkunastu dni, a już muszę odstawić to szczęście na bok i zająć się pracą. Naprawdę tego nie chcę. Jestem zły na Paula, za to wszystko.
-Shhh, to tylko dwa tygodnie, czternaście dni. To naprawdę nic wielkiego. Przecież możemy do siebie dzwonić CODZIENNIE.
- Tak bardzo nie chcę jechać.- wyszeptał całując mnie we włosy.- kocham cię, wiesz? Tak cholernie cię teraz kocham.
-Ja ciebie też kochanie, ale nie chcę oberwać od twojego menadżera, więc rusz swój zacny tyłek z naszego łóżka. I gdzie te buty na pościeli?!- krzyknęłam żartobliwie.
-Już, już, pani Styles, proszę mi wybaczyć- uśmiechnął się i ostatni raz pocałował mnie w usta.
Zeszliśmy na dół i szybko się pożegnaliśmy. Stałam na podjeździe jeszcze kilka minut po tym, jak pomachałam chłopakom na do widzenia i wpatrywałam się w pustą już dawno drogę. To będą trudne i nudne dwa tygodnie.
*** ***
Trzeciego dnia po wyjeździe chłopców odebrałam telefon od Poliny, naszej agentki z VS. Była z Białorusi i zatrudnili ją całkiem niedawno do tzw. zadań specjalnych, jakimi są imprezy okolicznościowe dla firm i osób prywatnych.
Właśnie z tego powodu siedziałam teraz przed lustrem i czekałam na to, aż moje dopinane pasemka będą idealnie proste. Do tej imprezy zaangażowano całą czwórkę, a naszym zadaniem było po prostu chodzenie w ubraniach marki ERIS, czyli stylizacji wschodzącej projektantki. Byłyśmy kimś w stylu zwykłych gości, a za razem podłożonych reklamówek. Określenie nie robiło na mnie pozytywnego wrażenie, ale praca to praca. Ponadto naprawdę podobało mi się to, co miałam dzisiaj nosić. Autorkę outfitów wyobrażałam sobie jako miłą i niesamowicie zdolną. Elegancką i klasyczną. Cieszyłam się, że będziemy miały szansę ją dzisiaj poznać.
Dwa klasyczne zestawy przypadły Kindze i mnie. Ewka musiała wcielić się w modną hipiskę w stylu boho, a Ula otrzymała jedyną okazję, aby ubrać się w coś tak bardzo MoFa (modern fashion).
-Dziewczyny, chodźcie, przedstawię wam Eris.- powiedziała nasza agentka ciągnąc nas w stronę ścianki do zdjęć.
Polina była wysoką, szczupłą blondynką o mysiej twarzy. Miała na sobie białą koszulę i proste czarne spodnie od damskiego garnituru. Z tyłu jej głowi widoczne było okablowanie i mała słuchawka w jej uchu. Wyglądała bardzo profesjonalnie i budziła zarówno sympatię jak i podziw.
-Eris, to są modelki, o których Ci mówiłam. To one będą prezentowały całą twoją kolekcję podczas dzisiejszego wieczoru.
Niespodziewanie odwróciła się w naszą stronę przysadzista i niska dziewczyna, na oko niewiele starsza od nas. Miała farbowane rude włosy upięte w ogromnego koka na czubku głowy. Jej usta pomalowane były na kolor pomarańczowy, co skutecznie gryzło się z kolorem jej fryzury. Zmierzyła wzrokiem każdą z nas ukazując niezwykle skwaszoną minę. Jak na projektantkę była ubrana raczej zwyczajnie. Jak dziewczyna z biura, która zapomniała dopiąć ostatni guzik w swojej koszuli.
-Nie mogliście tego opalić, zanim daliście jej moją najlepszą sukienkę?- wskazała na mnie.
-Ej!- przed szereg wyrwała się Ewka- uważaj co mówisz. TO jest pięćset razy lepsze od...
-Ewa!- powiedziała spokojnie Polina.- praca.
Moja przyjaciółka uspokoiła nerwy nadal nienawistnie wpatrując się w projektantkę. Jak widać talent nie zawsze idzie w parze z wychowaniem i miłym charakterem.
-Dobra, niech już zejdą mi z oczu. Jedna lepsza od drugiej. Niech nie rzucają się za bardzo w oczy.
-Chyba jest zazdrosna, bo sama nie zmieściłaby się w żadną z tych sukienek.- zaśmiała się Ula na odchodne, mówiąc po polsku.
-Słucham?- zapytała Eris.
-Nic takiego, jest pani niesamowicie utalentowana.- wybrnęła Kinga.
-Wiem.- odparła odwracając się do nas plecami.
-Boże, co za suka.- skomentowała Polina.- wybaczcie, praca to praca, będę u was po północy.
Nasze zadanie właśnie się zaczęło. Chodziłam po całym wynajętym klubie. Koło 22 godziny przyszedł czas na pierwsze przejście po wybiegu, w którym miałyśmy brać udział. Wejściówek na sam pokaz nie było dużo, więc zza kulis widziałam tam tylko kilka siedzących miejsc. W ogóle się nie stresowałyśmy. Na widowni zobaczyłam Olliego Mursa i pomachałam mu dyskretnie zza zasłony uśmiechając się od ucha do ucha. Po przejściu po wybiegu poszłam do niego, aby porozmawiać chwilę o Eris i chłopakach. Zachciało mi się pić. Olly zaczął rozmawiać z Kingą, więc stwierdziłam, że razem z Ewką pójdziemy do barku. W połowie drogi wszystko wokół mnie zaczęło się rozmywać. Na chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami, a ostatnią rzeczą którą pamiętałam było to, jak próbowałam chwycić się czegokolwiek, ale mimo to wylądowałam na podłodze z głuchym odgłosem upadku.
Siedziałam na łóżku w moim pokoju i układałam sobie w głowie to, czego dowiedziałam się w szpitalu. Po tym pamiętnym dniu ocknęłam się dopiero w szpitalu podłączona do kroplówki. Dziewczyny siedziały koło mnie i wspierały mnie uśmiechem. Czułam się słaba, a głowa bolała mnie niemiłosiernie, lekarz powiedział, że po upadku. Ale kilka minut później pan John Bones, z bardzo trafnym nazwiskiem jak na lekarza, poprosił moje przyjaciółki, aby wyszły z sali szpitalnej. A potem przekazał mi wiadomość, przez którą siedzę teraz w pokoju i pakuję walizkę. Przez którą mój światopogląd zmienił się o 180 stopni i nie wiedziałam, co tak właściwie mam teraz robić. Dopięłam zamek bagażu i chwyciłam telefon z komody. Sięgnęłam po rączkę walizki i ruszyłam na dół po schodach wyglądając tak:
-Masz wszystko?- zapytała mnie Ula.
Skinęłam głową odwracając wzrok.
-Na pewno nie chcesz, żebym poleciała z Tobą? Może będzie potrzebne ci wsparcie?
-Nie Ewa, dziękuję wam za wszystko, ale sama będę musiała sobie z tym poradzić. Muszę jak najszybciej powiedzieć Harremu. Do zobaczenia za kilka dni.
Nie uprzedziłam go, że przeszkodzę mu w trasie. Wiedziałam, że dopytywałby co się stało, a ja nie byłam w stanie powiedzieć mu tego przez telefon. Miałam nadzieję, że chłopcy nie będą mi mieli tego za złe. Może będą potrafili mnie zrozumieć. A co z nim? Co teraz będzie?
Samolot do Finlandii był przepełniony, nie dbałam o żadne klasy biletów. Kupiłam jeden z ostatnich, dzień przed wylotem, w nieziemsko wygórowanej cenie, ale jak najszybciej chciałam znaleźć się przy moim narzeczonym. Siedziałam w środkowej części samolotu ze słuchawkami w uszach. Miejsce koło mnie zajmował uroczy Wietnamczyk w wieku mojego dziadka, który co chwilę pytał, czy nie przeszkadza mi każda z jego czynności. Byłam zbyt zmęczona i zdenerwowana, żeby robić cokolwiek, więc tylko wsłuchiwałam się w głos Seleny Gomez w moich słuchawkach i patrzyłam przez okno na przesuwające się chmury. Zapięłam pasy, pozostało kilka minut do lądowania.
Na lotnisku było zaskakująco pusto. Ludzie z mojego lotu wysypali się przez drzwi wyjściowe i wtedy zapanowała w budynku prawie absolutna cisza. Wszystko wydawało mi się ogromne, przytłaczające, 15 minut czekałam na swój bagaż, ale w końcu wyszłam na chodnik i ruchem ręki przywołałam taksówkę. Sprawdziłam rozkład koncertów One Direction i poleciłam kierowcy, aby udał się na stadion pod wskazanym na rozpisce adresem. Zapłaciłam mu więcej niż zażądał, wzięłam walizkę z bagażnika i wyjęłam swój telefon. Zadzwoniłam po Paula i poprosiłam aby wysłał kogoś po mnie na drogę przed stadionem jednocześnie prosząc aby nie informował Harrego o moim przyjeździe. Dowiedziałam się, że chłopcy za 15 minut będą już na scenie.
-Hej, Victoria?- usłyszałam 10 minut później za swoimi plecami.
-Tak, to ja.
-Przysłał mnie mój szef. Jestem Bradley.- uśmiechnął się do mnie i uścisnął mi dłoń.- chodź do środka, zanim ktoś nas zauważy, co chwilę ktoś próbuje dostać się na stadion wszystkimi możliwymi drzwiami.
Niepewnie zajrzałam do garderoby chłopaków, ale zastałam tam tylko ich stylistkę.
-O, hej.... co tu robisz?- zapytała po kilku sekundach zastanowienia- chyba nie przyleciałaś z chłopakami? Harry cały czas mówi, że za tobą tęskni.
-Em... wiesz, gdzie on jest?- nie miałam ochoty na zwierzenia. Nie teraz i nie z tego powodu.
-Chłopcy za sekundkę wychodzą na scenę, lepiej się pospiesz, bo inaczej będziesz musiała na nich czekać trzy godziny. No chyba, że zachce im się siku, wtedy chodzą ze sceny i...
-Dzięki.- przerwałam jej gadaninę i zamknęłam drzwi. Nie dosłyszałam zakończenia zdania, ale czym prędzej pobiegłam w stronę backstage'u.
Był tam, stał sam wpatrując się w telefon.
-Harry!- usłyszałam wołanie Liama.- Wchodzimy!
-Idę.- wymruczał i podniósł wzrok znad telefonu, a nasze oczy się spotkały.
Jego zatroskane spojrzenie i mój przestrach w oczach starły się ze sobą w powietrzu powodując, że z nerwów nie potrafiłam nawet przełknąć guli nerwów zalegających mi w krtani. Odchrząknęłam cicho, aby nie udusić się z powodu braku powietrza.
-Skarbie...-wyszeptał zbliżając się powolnymi krokami w moim kierunku.
Cofnęłam się o kilka centymetrów i wpadłam na ścianę, która nieustępliwie zablokowała mi ostatnią drogę ucieczki, przed powiedzeniem prawdy.
Nie zatrzymał się, chyba nawet nie zauważył mojego zawahania.
Sekundę później trzymał mnie w ramionach, a ja oplotłam go nogami w biodrach. Przyparł mnie do tej samej ściany, na którą przed chwilą wpadłam, a moja torebka upadła na zimną podłogę z głuchym odgłosem.
-Co ty tutaj robisz? Nawet nie wiesz jak tęskniłem. Coś się stało? Tak się cieszę, że jesteś- zalał mnie falą swojego męskiego głosu, od którego przeszły mnie ciarki.
Byłam uzależniona, od niego całego, wiedziałam o tym.
-Jestem w ciąży.- wypaliłam.
Do moich uszu dotarł cichy śmiech Harrego.
-Dobra Mała, pytam poważnie, coś się stało, czy po prostu się stęskniłaś? Muszę iść bo zaraz gramy, idź pod scenę, tam jest Paul, wpuści cię na widownię, a potem spędzimy razem wieczór.
Nie rozumiał.
-Harry, mówię poważnie. Masz teraz pełne prawo mnie zostawić. Wiem, że zepsułam Ci życie i karierę, pogodzę się z tym, rozumiesz? Wiem, że nie oświadczałeś mi się na takich warunkach, jesteśmy jeszcze młodzi, ale nie usunę dziecka. Powiedz, że rozumiesz. To nie tylko moja wina, ale wybaczę ci, jeśli będziesz chciał mnie zostawić. Ja... przepraszam. Dowiedziałam się kilka dni temu, trafiłam do szpitala. Powiedz coś wreszcie!!!
Łzy zaczęły zalewać mi twarz, a usta trzęsły się niezależnie ode mnie. Wydałam z siebie zduszony jęk i zaczęłam stacić nad sobą kontrolę. Powiedziałam to. Wydałam wyrok na nasz związek. Widziałam jak z każdym moim słowem oczy chłopaka rozszerzają się jeszcze bardziej. Teraz patrzył na mnie, jakby widział mnie po raz pierwszy w życiu. Poczułam uścisk na dłoniach i dopiero zorientowałam się, że uderzałam go w klatkę piersiową. Spojrzałam głęboko w jego zielone tęczówki, uspokoiłam oddech.
-Kocham cię.-powiedział.
I te dwa słowa wystarczyły, żeby moje serce przestało bić w zawrotnym tempie. Moje pięści rozluźniły się i oparłam ręce na jego obojczykach. Dotarł do mnie jego cudowny zapach i spokój jego głosu. Nie chciałam być teraz w żadnym innym miejscu.
-I nigdy nie przestanę. Nie ważne jakie będą przeciwności lub błogosławieństwa, rozumiesz? - przytrzymał mnie, kiedy straciłam oparcie w nogach i zaczęłam się osuwać.
-Czy wszystko... w porządku? Dlaczego byłaś w szpitalu? Coś niedobrego dzieje się z tobą... albo z dzieckiem?-dodał po namyśle.
-Zemdlałam w trakcie pracy. Wtedy w szpitalu dowiedziałam się, że jestem w ciąży. To dopiero pierwszy miesiąc, ale okazało się, że mam niedobór witamin, dziecko wywołało u mnie wczesną anemię. Muszę brać tylko jedną tabletkę dziennie i wszystko będzie w porządku.-dokończyłam.
-Jak mogłaś pomyśleć, że chciałbym cię rzucić przez to, że trzymasz w sobie nasze dziecko?-wyszeptał.
-Zepsułam ci życie...-odparłam.
-Nie możesz zepsuć mi życia, ponieważ ty jesteś całym moim życiem. Ty i wszystko co ciebie dotyczy... .
Zaparło mi dech, kiedy patrzyłam na niego, a moje łzy leciały i leciały.
Usłyszałam pisk fanek.
-Harry, kurwa!-krzyknął Zayn zza kurtyny- wchodzimy, gdzie jesteś?!
-Przepraszam, muszę...
-Leć-uśmiechnęłam się do niego przez łzy- będę na widowni.
Pobiegł w stronę sceny ubrany w czarne rurki, skórzane buty do kostek, biały T-shirt i czerwono-czarną koszulę.
Weszłam do toalety dla personelu i przemyłam twarz wodą, poprawiłam tusz na rzęsach, ponieważ poprzednia warstwa spłynęła mi na policzki razem z oznaką smutku i wzruszenia. Nałożyłam na usta czerwoną pomadkę i wyszłam na korytarz gasząc światło. Podeszłam na schody prowadzące w dół. Wejście na widownie od strony sceny. Pomachałam do Paula, który od razu mnie zauważył.
-Potem mi to wyjaśniecie, młodzi, a teraz właź na widownię.-uśmiechnął się do mnie pobłażliwie.
Podeszłam do barierki niezauważona przez fanki, które w euforii nie oglądały się na boki. Chłopcy byli w formie, jak zawsze. Harry miał w sobie tyle nowej energii, skakał po całej scenie i widocznie szukał mnie w tłumie. Po godzinie chłopcy zebrali się w kółku i chwilę debatowali między sobą. Niall klepnął mojego narzeczonego w plecy, a wtedy on podniósł do ust mikrofon i uciszył publiczność.
-Hej.- zaczął, a odpowiedział mu pisk- mam dla was wiadomość. Ten koncert jest dla mnie bardzo wyjątkowy-zaśmiał się- a to za sprawą tego, że jest tu najważniejsza osoba w moim życiu.
Wszyscy zaczęli rozglądać się wokół, a ja po prostu stałam i patrzyłam w niego jak najidealniejszy obrazek.
-Myślisz, ze Victoria tu jest?- zapytał ktoś szeptem kilka kroków za mną.
Uśmiechnęłam się.
-A tak właściwie dwie najważniejsze osoby.- kontynuował.
-To teraz to zgłupiałam.- usłyszałam tą samą osobę i zaśmiałam się pod nosem.
-W ramach odpowiedzi na wszystkie pytania, które kłębią się teraz w głowach tych osób, chciałbym zadedykować im teraz piosenkę. Proszę o wyrozumiałość i możliwie największą ciszę.
Chłopcy popatrzyli na niego pokrzepiająco, a Niall chwycił gitarę i zaczął grać spokojną melodię. Liam siadł za perkusją, a Zayn przyniósł dwa wysokie stołki barowe dla Nialla i Harrego. Reszta chłopaków usiadła na schodach. A potem usłyszałam piosenkę.... tą piosenkę, jego piosenkę, MOJĄ piosenkę.
<piosenka>
,Dont let me go' śpiewałam razem z nim. I patrzyłam na jego piękną twarz, na jego usta wygięte w leniwym uśmiechu i na policzki błyszczące od łez. Był moim jedynym, prawdziwym, kochającym mężczyzną. Na dobre i na złe. A ja kochałam go bezgranicznie i bezwarunkowo. Dzisiaj zrozumiałam to dogłębnie...
----------------------------------
Moi kochani! <3
Dziękuję Wam za wszystko co dla mnie zrobiliście i nadal robicie. Wiem, że pewnie nie wszystkim jest dane wytrwać aż do tego momentu prawie końca, ponieważ moje terminy dawały wiele do myślenia. Wiem, że bywam okropna.... i bardzo żałuję ;c
Mimo wszystko wiem również, że mimo tego, że potrzebowałam porządnego kopnięcia w tyłek, to wielu z Was zostało tutaj i za to nie wiem jak Wam dziękować. Był to przedostatni rozdział i bardzo długo zastanawiałam się, czy to opowiadanie zasługuje na happy end, jednak HALO, KAŻDY zasługuje na happy end, prawda?
Naprawdę nie wiem jak Wam dziękować za to, że jesteście ze mną i byliście świadkami tego jak poniekąd dorastam i dojrzewam poprzez to opowiadnie. Nabrałam pewnej wprawy, umiejętności i własnego stylu do pisania. To też Wasza zasługa <3
Jeszcze się z Wami nie żegnam, bo czeka nas jeszcze kilka postów na tym blogu, ale chyba mam humor na wspominki :*
Kocham Was bardzo,
Wasza autorka,
Liriwiki
Polina była wysoką, szczupłą blondynką o mysiej twarzy. Miała na sobie białą koszulę i proste czarne spodnie od damskiego garnituru. Z tyłu jej głowi widoczne było okablowanie i mała słuchawka w jej uchu. Wyglądała bardzo profesjonalnie i budziła zarówno sympatię jak i podziw.
-Eris, to są modelki, o których Ci mówiłam. To one będą prezentowały całą twoją kolekcję podczas dzisiejszego wieczoru.
Niespodziewanie odwróciła się w naszą stronę przysadzista i niska dziewczyna, na oko niewiele starsza od nas. Miała farbowane rude włosy upięte w ogromnego koka na czubku głowy. Jej usta pomalowane były na kolor pomarańczowy, co skutecznie gryzło się z kolorem jej fryzury. Zmierzyła wzrokiem każdą z nas ukazując niezwykle skwaszoną minę. Jak na projektantkę była ubrana raczej zwyczajnie. Jak dziewczyna z biura, która zapomniała dopiąć ostatni guzik w swojej koszuli.
-Nie mogliście tego opalić, zanim daliście jej moją najlepszą sukienkę?- wskazała na mnie.
-Ej!- przed szereg wyrwała się Ewka- uważaj co mówisz. TO jest pięćset razy lepsze od...
-Ewa!- powiedziała spokojnie Polina.- praca.
Moja przyjaciółka uspokoiła nerwy nadal nienawistnie wpatrując się w projektantkę. Jak widać talent nie zawsze idzie w parze z wychowaniem i miłym charakterem.
-Dobra, niech już zejdą mi z oczu. Jedna lepsza od drugiej. Niech nie rzucają się za bardzo w oczy.
-Chyba jest zazdrosna, bo sama nie zmieściłaby się w żadną z tych sukienek.- zaśmiała się Ula na odchodne, mówiąc po polsku.
-Słucham?- zapytała Eris.
-Nic takiego, jest pani niesamowicie utalentowana.- wybrnęła Kinga.
-Wiem.- odparła odwracając się do nas plecami.
-Boże, co za suka.- skomentowała Polina.- wybaczcie, praca to praca, będę u was po północy.
Nasze zadanie właśnie się zaczęło. Chodziłam po całym wynajętym klubie. Koło 22 godziny przyszedł czas na pierwsze przejście po wybiegu, w którym miałyśmy brać udział. Wejściówek na sam pokaz nie było dużo, więc zza kulis widziałam tam tylko kilka siedzących miejsc. W ogóle się nie stresowałyśmy. Na widowni zobaczyłam Olliego Mursa i pomachałam mu dyskretnie zza zasłony uśmiechając się od ucha do ucha. Po przejściu po wybiegu poszłam do niego, aby porozmawiać chwilę o Eris i chłopakach. Zachciało mi się pić. Olly zaczął rozmawiać z Kingą, więc stwierdziłam, że razem z Ewką pójdziemy do barku. W połowie drogi wszystko wokół mnie zaczęło się rozmywać. Na chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami, a ostatnią rzeczą którą pamiętałam było to, jak próbowałam chwycić się czegokolwiek, ale mimo to wylądowałam na podłodze z głuchym odgłosem upadku.
Siedziałam na łóżku w moim pokoju i układałam sobie w głowie to, czego dowiedziałam się w szpitalu. Po tym pamiętnym dniu ocknęłam się dopiero w szpitalu podłączona do kroplówki. Dziewczyny siedziały koło mnie i wspierały mnie uśmiechem. Czułam się słaba, a głowa bolała mnie niemiłosiernie, lekarz powiedział, że po upadku. Ale kilka minut później pan John Bones, z bardzo trafnym nazwiskiem jak na lekarza, poprosił moje przyjaciółki, aby wyszły z sali szpitalnej. A potem przekazał mi wiadomość, przez którą siedzę teraz w pokoju i pakuję walizkę. Przez którą mój światopogląd zmienił się o 180 stopni i nie wiedziałam, co tak właściwie mam teraz robić. Dopięłam zamek bagażu i chwyciłam telefon z komody. Sięgnęłam po rączkę walizki i ruszyłam na dół po schodach wyglądając tak:
-Masz wszystko?- zapytała mnie Ula.
Skinęłam głową odwracając wzrok.
-Na pewno nie chcesz, żebym poleciała z Tobą? Może będzie potrzebne ci wsparcie?
-Nie Ewa, dziękuję wam za wszystko, ale sama będę musiała sobie z tym poradzić. Muszę jak najszybciej powiedzieć Harremu. Do zobaczenia za kilka dni.
Nie uprzedziłam go, że przeszkodzę mu w trasie. Wiedziałam, że dopytywałby co się stało, a ja nie byłam w stanie powiedzieć mu tego przez telefon. Miałam nadzieję, że chłopcy nie będą mi mieli tego za złe. Może będą potrafili mnie zrozumieć. A co z nim? Co teraz będzie?
Samolot do Finlandii był przepełniony, nie dbałam o żadne klasy biletów. Kupiłam jeden z ostatnich, dzień przed wylotem, w nieziemsko wygórowanej cenie, ale jak najszybciej chciałam znaleźć się przy moim narzeczonym. Siedziałam w środkowej części samolotu ze słuchawkami w uszach. Miejsce koło mnie zajmował uroczy Wietnamczyk w wieku mojego dziadka, który co chwilę pytał, czy nie przeszkadza mi każda z jego czynności. Byłam zbyt zmęczona i zdenerwowana, żeby robić cokolwiek, więc tylko wsłuchiwałam się w głos Seleny Gomez w moich słuchawkach i patrzyłam przez okno na przesuwające się chmury. Zapięłam pasy, pozostało kilka minut do lądowania.
Na lotnisku było zaskakująco pusto. Ludzie z mojego lotu wysypali się przez drzwi wyjściowe i wtedy zapanowała w budynku prawie absolutna cisza. Wszystko wydawało mi się ogromne, przytłaczające, 15 minut czekałam na swój bagaż, ale w końcu wyszłam na chodnik i ruchem ręki przywołałam taksówkę. Sprawdziłam rozkład koncertów One Direction i poleciłam kierowcy, aby udał się na stadion pod wskazanym na rozpisce adresem. Zapłaciłam mu więcej niż zażądał, wzięłam walizkę z bagażnika i wyjęłam swój telefon. Zadzwoniłam po Paula i poprosiłam aby wysłał kogoś po mnie na drogę przed stadionem jednocześnie prosząc aby nie informował Harrego o moim przyjeździe. Dowiedziałam się, że chłopcy za 15 minut będą już na scenie.
-Hej, Victoria?- usłyszałam 10 minut później za swoimi plecami.
-Tak, to ja.
-Przysłał mnie mój szef. Jestem Bradley.- uśmiechnął się do mnie i uścisnął mi dłoń.- chodź do środka, zanim ktoś nas zauważy, co chwilę ktoś próbuje dostać się na stadion wszystkimi możliwymi drzwiami.
Niepewnie zajrzałam do garderoby chłopaków, ale zastałam tam tylko ich stylistkę.
-O, hej.... co tu robisz?- zapytała po kilku sekundach zastanowienia- chyba nie przyleciałaś z chłopakami? Harry cały czas mówi, że za tobą tęskni.
-Em... wiesz, gdzie on jest?- nie miałam ochoty na zwierzenia. Nie teraz i nie z tego powodu.
-Chłopcy za sekundkę wychodzą na scenę, lepiej się pospiesz, bo inaczej będziesz musiała na nich czekać trzy godziny. No chyba, że zachce im się siku, wtedy chodzą ze sceny i...
-Dzięki.- przerwałam jej gadaninę i zamknęłam drzwi. Nie dosłyszałam zakończenia zdania, ale czym prędzej pobiegłam w stronę backstage'u.
Był tam, stał sam wpatrując się w telefon.
-Harry!- usłyszałam wołanie Liama.- Wchodzimy!
-Idę.- wymruczał i podniósł wzrok znad telefonu, a nasze oczy się spotkały.
Jego zatroskane spojrzenie i mój przestrach w oczach starły się ze sobą w powietrzu powodując, że z nerwów nie potrafiłam nawet przełknąć guli nerwów zalegających mi w krtani. Odchrząknęłam cicho, aby nie udusić się z powodu braku powietrza.
-Skarbie...-wyszeptał zbliżając się powolnymi krokami w moim kierunku.
Cofnęłam się o kilka centymetrów i wpadłam na ścianę, która nieustępliwie zablokowała mi ostatnią drogę ucieczki, przed powiedzeniem prawdy.
Nie zatrzymał się, chyba nawet nie zauważył mojego zawahania.
Sekundę później trzymał mnie w ramionach, a ja oplotłam go nogami w biodrach. Przyparł mnie do tej samej ściany, na którą przed chwilą wpadłam, a moja torebka upadła na zimną podłogę z głuchym odgłosem.
-Co ty tutaj robisz? Nawet nie wiesz jak tęskniłem. Coś się stało? Tak się cieszę, że jesteś- zalał mnie falą swojego męskiego głosu, od którego przeszły mnie ciarki.
Byłam uzależniona, od niego całego, wiedziałam o tym.
-Jestem w ciąży.- wypaliłam.
Do moich uszu dotarł cichy śmiech Harrego.
-Dobra Mała, pytam poważnie, coś się stało, czy po prostu się stęskniłaś? Muszę iść bo zaraz gramy, idź pod scenę, tam jest Paul, wpuści cię na widownię, a potem spędzimy razem wieczór.
Nie rozumiał.
-Harry, mówię poważnie. Masz teraz pełne prawo mnie zostawić. Wiem, że zepsułam Ci życie i karierę, pogodzę się z tym, rozumiesz? Wiem, że nie oświadczałeś mi się na takich warunkach, jesteśmy jeszcze młodzi, ale nie usunę dziecka. Powiedz, że rozumiesz. To nie tylko moja wina, ale wybaczę ci, jeśli będziesz chciał mnie zostawić. Ja... przepraszam. Dowiedziałam się kilka dni temu, trafiłam do szpitala. Powiedz coś wreszcie!!!
Łzy zaczęły zalewać mi twarz, a usta trzęsły się niezależnie ode mnie. Wydałam z siebie zduszony jęk i zaczęłam stacić nad sobą kontrolę. Powiedziałam to. Wydałam wyrok na nasz związek. Widziałam jak z każdym moim słowem oczy chłopaka rozszerzają się jeszcze bardziej. Teraz patrzył na mnie, jakby widział mnie po raz pierwszy w życiu. Poczułam uścisk na dłoniach i dopiero zorientowałam się, że uderzałam go w klatkę piersiową. Spojrzałam głęboko w jego zielone tęczówki, uspokoiłam oddech.
-Kocham cię.-powiedział.
I te dwa słowa wystarczyły, żeby moje serce przestało bić w zawrotnym tempie. Moje pięści rozluźniły się i oparłam ręce na jego obojczykach. Dotarł do mnie jego cudowny zapach i spokój jego głosu. Nie chciałam być teraz w żadnym innym miejscu.
-I nigdy nie przestanę. Nie ważne jakie będą przeciwności lub błogosławieństwa, rozumiesz? - przytrzymał mnie, kiedy straciłam oparcie w nogach i zaczęłam się osuwać.
-Czy wszystko... w porządku? Dlaczego byłaś w szpitalu? Coś niedobrego dzieje się z tobą... albo z dzieckiem?-dodał po namyśle.
-Zemdlałam w trakcie pracy. Wtedy w szpitalu dowiedziałam się, że jestem w ciąży. To dopiero pierwszy miesiąc, ale okazało się, że mam niedobór witamin, dziecko wywołało u mnie wczesną anemię. Muszę brać tylko jedną tabletkę dziennie i wszystko będzie w porządku.-dokończyłam.
-Jak mogłaś pomyśleć, że chciałbym cię rzucić przez to, że trzymasz w sobie nasze dziecko?-wyszeptał.
-Zepsułam ci życie...-odparłam.
-Nie możesz zepsuć mi życia, ponieważ ty jesteś całym moim życiem. Ty i wszystko co ciebie dotyczy... .
Zaparło mi dech, kiedy patrzyłam na niego, a moje łzy leciały i leciały.
Usłyszałam pisk fanek.
-Harry, kurwa!-krzyknął Zayn zza kurtyny- wchodzimy, gdzie jesteś?!
-Przepraszam, muszę...
-Leć-uśmiechnęłam się do niego przez łzy- będę na widowni.
Pobiegł w stronę sceny ubrany w czarne rurki, skórzane buty do kostek, biały T-shirt i czerwono-czarną koszulę.
Weszłam do toalety dla personelu i przemyłam twarz wodą, poprawiłam tusz na rzęsach, ponieważ poprzednia warstwa spłynęła mi na policzki razem z oznaką smutku i wzruszenia. Nałożyłam na usta czerwoną pomadkę i wyszłam na korytarz gasząc światło. Podeszłam na schody prowadzące w dół. Wejście na widownie od strony sceny. Pomachałam do Paula, który od razu mnie zauważył.
-Potem mi to wyjaśniecie, młodzi, a teraz właź na widownię.-uśmiechnął się do mnie pobłażliwie.
Podeszłam do barierki niezauważona przez fanki, które w euforii nie oglądały się na boki. Chłopcy byli w formie, jak zawsze. Harry miał w sobie tyle nowej energii, skakał po całej scenie i widocznie szukał mnie w tłumie. Po godzinie chłopcy zebrali się w kółku i chwilę debatowali między sobą. Niall klepnął mojego narzeczonego w plecy, a wtedy on podniósł do ust mikrofon i uciszył publiczność.
-Hej.- zaczął, a odpowiedział mu pisk- mam dla was wiadomość. Ten koncert jest dla mnie bardzo wyjątkowy-zaśmiał się- a to za sprawą tego, że jest tu najważniejsza osoba w moim życiu.
Wszyscy zaczęli rozglądać się wokół, a ja po prostu stałam i patrzyłam w niego jak najidealniejszy obrazek.
-Myślisz, ze Victoria tu jest?- zapytał ktoś szeptem kilka kroków za mną.
Uśmiechnęłam się.
-A tak właściwie dwie najważniejsze osoby.- kontynuował.
-To teraz to zgłupiałam.- usłyszałam tą samą osobę i zaśmiałam się pod nosem.
-W ramach odpowiedzi na wszystkie pytania, które kłębią się teraz w głowach tych osób, chciałbym zadedykować im teraz piosenkę. Proszę o wyrozumiałość i możliwie największą ciszę.
Chłopcy popatrzyli na niego pokrzepiająco, a Niall chwycił gitarę i zaczął grać spokojną melodię. Liam siadł za perkusją, a Zayn przyniósł dwa wysokie stołki barowe dla Nialla i Harrego. Reszta chłopaków usiadła na schodach. A potem usłyszałam piosenkę.... tą piosenkę, jego piosenkę, MOJĄ piosenkę.
<piosenka>
,Dont let me go' śpiewałam razem z nim. I patrzyłam na jego piękną twarz, na jego usta wygięte w leniwym uśmiechu i na policzki błyszczące od łez. Był moim jedynym, prawdziwym, kochającym mężczyzną. Na dobre i na złe. A ja kochałam go bezgranicznie i bezwarunkowo. Dzisiaj zrozumiałam to dogłębnie...
----------------------------------
Moi kochani! <3
Dziękuję Wam za wszystko co dla mnie zrobiliście i nadal robicie. Wiem, że pewnie nie wszystkim jest dane wytrwać aż do tego momentu prawie końca, ponieważ moje terminy dawały wiele do myślenia. Wiem, że bywam okropna.... i bardzo żałuję ;c
Mimo wszystko wiem również, że mimo tego, że potrzebowałam porządnego kopnięcia w tyłek, to wielu z Was zostało tutaj i za to nie wiem jak Wam dziękować. Był to przedostatni rozdział i bardzo długo zastanawiałam się, czy to opowiadanie zasługuje na happy end, jednak HALO, KAŻDY zasługuje na happy end, prawda?
Naprawdę nie wiem jak Wam dziękować za to, że jesteście ze mną i byliście świadkami tego jak poniekąd dorastam i dojrzewam poprzez to opowiadnie. Nabrałam pewnej wprawy, umiejętności i własnego stylu do pisania. To też Wasza zasługa <3
Jeszcze się z Wami nie żegnam, bo czeka nas jeszcze kilka postów na tym blogu, ale chyba mam humor na wspominki :*
Kocham Was bardzo,
Wasza autorka,
Liriwiki